IT'S DYNIA TIME!

Piękne lato mamy tej jesieni, nieprawdaż?



Piękne i w dodatku smaczne!
Ja jak co roku objadam się dynią.
Piekę, duszę, podsmażam, rozdrabniam i przecieram.
Lubię szczególnie odmiany słodkie i takich też szukam na straganach w mojej okolicy.
Moje faworytki to dynia Ambar i Hokkaido i właśnie o nich chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć.

Dynia AMBAR była moim zeszłorocznym odkryciem. Jest duża, ciemno zielona i karbowana. Ciężko się ją obiera i kroi, ale w środku skrywa słodki soczysty miąższ, dla którego warto się pomęczyć. W mojej kuchni występuje głównie w wersji pieczonej (np. na kanapkach) albo rozpływa się w zupie.

Dynia HOKKAIDO jest średnio trzy razy mniejsza od AMBAR, ale równie pyszna i słodka. Jej miąższ przypomina mi słodkie ziemniaki. Hokkaido można podobno jeść ze skórą, ale ja zazwyczaj ją obieram. W mojej kuchni sprawdziła się głównie w przepisach, w których dynię podsmaża się w centymetrowych kostkach. Świetnie smakuje też pieczona.

Jeśli nie jesteście dynio-maniakami to nimi zostańcie, bo dynia to bardzo zdrowe warzywo i w dodatku niskokaloryczne (27 kcal w 100 g miąższu)! Idealne także dla dzieci!

Mój cel na przyszły rok to wyhodowanie smacznej dyni w moim ogrodzie, ponieważ w tym roku nie bardzo mi się to udało. Wiosną wysadziłam nasiona, które poprzedniej jesieni wyjęłam (jak mi się wydawało) ze smacznej i słodkiej odmiany. Niestety. Moje okazy mają piękną pomarańczową skórkę na zewnątrz, ale wnętrzem nie zachwycają.

Nie poddaję się jednak i w tym roku zbieram pestki z dyń Ambar i Hokkaido. Wystarczy je wyjąć z dyni, wytrzeć z miąższu i wysuszyć na ręczniku papierowym.

Jeśli nie zjem ich zimą „na sucho” to wiosną wysadzę je w moim ogrodzie. Ciekawe co z nich wyrośnie? Czekajcie na recenzję za rok!

Ach!