Decyzja o wyjeździe padła w ostatniej chwili.
- Zakopane - powiedział Pan Mąż - pokażemy im Tatry, a Helena poćwiczy jazdę na nartach.
- Zakopane???? Nie chce mi się... - marudziłam - Za daleko, śniegu nie ma, tłumy "warszawki" i sztucznych oscypków... łeeeeee...
Na szczęście mój zaprawiony w bojach (ze mną) Mąż, zlekceważył to smętne gadanie i następnego dnia sunęliśmy autostradą do Zakopanego. I chwała Mu za to! Bo choć pogoda odstraszała, a nastrój za nic nie chciał się poprawić, to spędziliśmy fajny czas razem. I wiele się nauczyliśmy. Wszyscy.
Te nasze wspólne wyjazdy zwykle stawiają mnie do pionu. Zabraniają narzekać. Uczą dystansu do codzienności. Pokazują jak szybko rosną nasze dzieci i jak świetnego faceta mam obok siebie.
Na co dzień bywa różnie. Wiadomo. Wieczny kołowrotek. Obudź się w środku nocy, potem nakarm, ubierz, przypilnuj, dopilnuj, pociesz, przytul, uśpij, przywieź, zawieź, zrozum, pierz, prasuj, gotuj… bądź mamą… a późnym wieczorem jeszcze żoną.
A sobą? Kiedy jest czas na to żeby być po prostu sobą? I co to w ogóle jest to „bycie sobą”?
Odpowiedź na to pytanie zwykle przychodzi do mnie właśnie podczas takich wyjazdów. Nagle zaczynam rozumieć, że szansa na „bycie sobą” jest w tym wszystkim, co powyżej! Że można i że warto być sobą w zastanej codzienności. W tym monotonnym praniu, rozwieszaniu, składaniu i rozkładaniu, … bo ta monotonia i ta rutyna ma sens. Buduje rodzinę, ale w „nasz” wyjątkowy i niepowtarzalny sposób. I dlatego nie może „mnie” w tym zabraknąć!
Ale ale... jeśli pojawia się okazja, że podczas takiego wyjazdu jak ostatnio, do Zakopanego, można być sobą w nieco inny, niecodzienny sposób, to nie można tej szansy zmarnować.
Wtedy zabieram moją rodzinę do willi Koliba, zamieniam się w nadętego historyka architektury i wymądrzam się pokazując perełki zakopiańskiego stylu. Gadam o Witkiewiczu ojcu (nie synu!), dotykam i głaszczę drewniane powierzchnie (choć nie wolno!) zachwycam się i chłonę. Bo oprócz swojej rodziny kocham też to! I w tym też jestem sobą! I chcę żeby to widzieli…
O!
ach!
P.S. Z pozdrowieniami dla Hally ;)
[STANISŁAW WITKIEWICZ]- malarz, architekt, pisarz. Twórca tzn. stylu zakopiańskiego. Zainspirowany drewnianą architekturą podhalańskich chałup, projektował wille i ich wnętrza. Uważał, że stworzony przez niego styl architektoniczny może stać się wzorem dla współczesnej (XIX-wiecznej) architektury narodowej. Prywatnie ojciec Stanisława Ignacego zwanego "Witkacym".
Cudnie cudnie cudnie. :)
OdpowiedzUsuńDzięki dzięki dzięki Aniu :)
UsuńPiękne miejsce, ja właśnie na wyjazdach odnajduje siebie, swój zapał do zwiedzania i do poznawania i choć jestem padnieta, chce zawsze więcej...
OdpowiedzUsuń:) I o to chodzi!
Usuń<3 cudnie! Aaa z wyjazdami mam to samo, nagadam się i takie tam..
OdpowiedzUsuńAch! takie już jesteśmy, my kobiety ;D
UsuńUwielbiam spontaniczne wyjazdy:)
OdpowiedzUsuńPs. a o Witkiewiczu Ojcu nie wiem chyba nic...oświeć mnie...może jakiś wpis??:)
Uzupełnienie w P.S. ;) Szczerze dziękuję za czytanie ze zrozumieniem ;) Buziak! ach!
UsuńNic dodać nic ująć. Zakopane jest niesamowite, a tym bardziej gdy skłania do takich refleksji. Pamiętam, gdy pojechałam tam po raz pierwszy i miasto wydało mi się atrapą. No bo jakie miasto może być takie drewniane i takie dekorowane i na dodatek z fototapetą gór w tle? Ale może :)
OdpowiedzUsuńOj to tym razem nie było jak z obrazka ;( Też pamiętam Zakopane w lepszej formie, ale tym razem pogoda była paskuda i całe miasto też. o! ;(
UsuńPrzepiękne zdjęcia! Czasem dobrze jak ktoś jeszcze czuwa i zmusi nas delikatnie do czegoś :) szczególnie jeśli to wyprawa do Zakopanego! Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję AKocie! Za komentarz, za komplement i za nowego podglądacza ;) A nawet dwie podglądaczki ;) ach!
Usuńa ja wczoraj rozmawiałam z Przyjaciółką o bolączkach codzienności i gubieniu siebie w tym naszym matczynym kołowrotku...doszłyśmy do wniosku, że to pewnie tak musi być i tak jest dobrze, choć przydałby się jakiś złoty środek...więc miło mi dopełnić te nasze wczorajsze rozkminki, Twoją piękną refleksją, że budujemy coś ważniejszego, niż tylko siebie, Rodzinę. ściskam! i dzięki za pokazanie Koliby:)
OdpowiedzUsuńAgato, miło mi bardzo że mogłam choć odrobinę pomóc ;) Temat gubienia siebie w roli Matki wiecznie aktualny! Pozdrawiam, ach!
UsuńFajny blog. Następnym razem zapraszamy w Zakopanem do nas, do Bambi..:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Milos
www.bambizakopane.pl